O związkach
W tym artykule opiszę moje spojrzenie
na związki długie i krótkie, rozumiejąc przez to te relacje z
kobietami, w których sypiamy z jedną kobietą więcej niż jeden
raz. Na początek opiszę skrótowo mój model związkowy, czyli to
jak ja rozwiązuję organizacyjnie te sprawy.
Jednorazowe przygody są fajne, ale nie
dają wszystkiego. Seks z partnerką z którym nie jesteśmy
wzajemnie "dotarci" bywa nie najlepszy. Oprócz tego ja też
potrzebuję emocjonalnej bliskości i towarzystwa kobiety, czego nie
dają jednorazowe przygody. Z drugiej jednak strony nie mam
najmniejszej ochoty pakować się w monogamiczny związek, w którym
jedna kobieta miałaby mocno ograniczać moje możliwości z innymi
kobietami. Radzę sobie z tym dylematem w taki sposób, że utrzymuję
równolegle kilka "związków nieograniczających".
Spotykam się z kilkoma kobietami, ale daję którejkolwiek z nich
możliwości kontrolowania mojego życia. W ten sposób mam dostęp
nie tylko do seksu, ale także do czułości i towarzystwa, ale bez
ograniczeń wynikających z typowego związku. A jeżeli coś pójdzie
nie tak, jeżeli się pokłócę albo kobieta zrobi focha, to mogę
od razu spotkać się z inną, co daje mi bardzo przyjemny komfort
psychiczny.
Problemem w związkach monogamicznych
jest to, że w ramach tej formuły jesteśmy uzależnieni od
jednej kobiety. I jeżeli się
pokłócimy, jeżeli ona postanowi odstawić focha, to jesteśmy "na
lodzie", a to nie jest fajne. Jeżeli ktoś bazuje emocjonalnie
i seksualnie na jednej osobie, to w momencie tymczasowego odebrania
mu tego, jego świat tymczasowo się zawala. Co gorsza, często
kobieta zauważa to, że jej facet boleśnie odczuwa każdą
poważniejszą kłótnię czy foch z jej strony i zaczyna to stosować
jako narzędzie do wymuszania różnych rzeczy. Oczywiście są też
dobre związki monogamiczne i w takim związku można być nawet
bardzo szczęśliwym, ale w przypadku wystąpienia problemów są one
o wiele bardziej bolesne.
Teraz przejdźmy do podstawowej
"mechaniki" związku dowolnego typu. To nie jest nic
specjalnie odkrywczego, ale wiem z doświadczenia, że wielu ludzi ma
bardzo nieuporządkowane poglądy w tej kwestii.
Kiedy i dlaczego powstaje związek? Są
trzy elementy:
1 - Dostateczna wzajemna atrakcyjność.
2 - Obustronny brak lepszych opcji.
3 - Przełamanie barier, zrealizowanie
związku.
1: Chodzi o atrakcyjność w sensie
SUMY WSZYSTKIEGO, co podoba się jednej osobie w drugiej.
To mogą być takie rzeczy jak wygląd
fizyczny, osobowość, inteligencja, pieniądze czy postrzegana
wartość seksualna - to na ile dobrą w łóżku wygląda dana
osoba. Kryteria są różne dla różnych osób, a nawet różne dla
tej samej osoby w różnych związkach.
Atrakcyjność musi być DOSTATECZNA.
To oznacza, że dana osoba musi się podobać drugiej, ale nie musi
być ideałem. Wystarczy, że podoba się tylko trochę.
Atrakcyjność musi oczywiście być
WZAJEMNA, aby powstał związek.
2: Konieczny jest obustronny brak
lepszych opcji. Jeżeli facet ma do wyboru dwie kobiety i jedna
podoba mu się bardziej, a druga mniej, to najczęściej oczywiście
wybierze tę fajniejszą. Kobiety mają tak samo i często chodzi nie
o to, że facet nie podoba się w ogóle kobiecie, ale o to, że ona
ma jakąś lepszą opcję.
3: Często dwie osoby podobają się
sobie wzajemnie, ale do niczego nie dochodzi, bo nikt nie wykonuje
odpowiednich kroków. Są bariery, pierwsze lody do przełamania i
ktoś kto musi zrobić, najczęściej mężczyzna. I nie chodzi o
samo okazania zainteresowania, ale o przeprowadzenie tego od A do Z i
to w KOMFORTOWY sposób, a nie w atmosferze spięcia i nerwowości.
Ogromny wpływ na ten punkt mają okoliczności, w jakich ludzie mają
ze sobą kontakt. W pracy czy na imprezie u znajomych bariery są
łatwiejsze, a na ulicy czy w klubie trudniejsze do pokonania.
Moim zdaniem ludzie mają tendencję do
przeceniania znaczego tego pierwszego punktu i do niedoceniania dwóch
następnych. Lubią myśleć, że ich związki są wynikiem
nadzwyczajnej kompatybilności ich i drugiej osoby, a nie wynikiem
tego, że po prostu spotkali się w sprzyjających okolicznościach i
akurat żadne z nich nie miało lepszej opcji. Brutalna prawda w
stylu "moja Kasia uważa mnie za przeciętniaka, ale zeszła się
ze mną, bo akurat nie miała nikogo innego" nie sprawia
bynajmniej, że dany facet czuje się dobrze. Tak samo jak brutalna
prawda w stylu "gdyby mój Marcin mógł mieć jakąkolwiek
atrakcyjną fizycznie kobietę, to nigdy by na mnie nie spojrzał"
nie jest czymś, o czym lubią myśleć kobiety.
Oddzielną sprawą jest to, jak ludzie
oszukują się odnośnie tego, co dokładnie zadziałało jako
"dostateczna atrakcyjność", czyli jakie czynniki
faktycznie przekonały do nich drugą osobę. Najbardziej nachalnie
rzucającym się w oczy przykładem takiej sytuacji są te związki,
w których kobieta jest z facetem dla kasy. Oczywiście przyznanie
prawda, często nawet przed samym sobą, byłoby straszliwym ciosem
dla ego i zdrowia emocjonalnego większości tych facetów, więc
tworzą oni sobie wokół tego słodkie iluzje w stylu "ona mnie
kocha", "zaiskrzyło między nami" czy też "jakoś
się zeszliśmy". Sorry, ale prawda jest taka, że WIĘKSZOŚĆ
związków w wieku od 25 w górę ma mniejszy czy większy podtekst
finansowy. I ja tu nie mówię tylko o laskach mocno lecących na
kasę, ja tu mówię przede wszystkim o przeciętnych, normalnych
kobietach, które zwracają uwagę na te sprawy i które myślą o
tym, jak by wyglądało założenie i utrzymanie rodziny w wykonaniu
tego faceta. Nie ma w tym nic złego, bo założenie rodziny i
utrzymanie dziecka to bardzo ważny obowiązek, ale nie zmienia to
tego, że jest masa facetów oszukujących się w tym względzie.
Wielu ludzi uważa, że związek
powinien opierać się na miłości. Niewątpliwie miłość, jako
zachłyśnięcie się hormonami, potrafi być niesłychanie
przyjemna. Ale miłość ma to do siebie, że przemija. Ludzie
najpierw się kochają, potem się lubią, a potem czynają mieć
siebie dosyć. Jeżeli ktoś chciałby stworzyć stabilny, wieloletni
związek, to moim zdaniem związek oparty na pieniądzach jest
paradoksalnie stabilniejszy od związku opartego na emocjach, bo
opiera się na solidnej "wymianie handlowej", a nie na
słabnących stopniowo emocjach.
Ogólna sytuacja ze związkami wygląda
tak, że bardzo często powstają one na bardzo kruchych podstawach.
Spotyka się dwójka ludzi, którzy z BRAKU INNYCH OPCJI schodzą się
razem i
dopowiadają do tego mitologię, że
niby ich relacje są takie wyjątkowe. Oczywiście potem, w wyniku
spędzonego razem czasu, wykształca się poczucie przywiązania i
bliskości, ale nadal wiele związków ma wątłe fundamenty i jeżeli
pojawi się nowa, atrakcyjniejsza osoba, to bardzo często kończy
się to zdradą lub wymianą partnera na lepszy model.
Na czym może opierać się związek?
Jeżeli ktoś opiera swój związek na
miłości, to ten związek będzie niestabilny, a jego jakość mocno
spadnie gdy po obu stronach opadną emocje. Euforia zniknie, a
problemy które przedtem nie miały znaczenia, nagle zaczną być
odczuwalne.
Jeżeli ktoś opiera swój związek na
kompatybilności osobowości (nie mylić z miłością),
zainteresowań i stylu życia, to związek będzie w miarę stabilny,
ale w takim układzie facet jest "przyjacielem, z którym
uprawia się dodatkowo seks". Taki związek ma swoje zalety, a
jeżeli ktoś chciałby ożenić się i założyć rodzinę, to jest
niezła opcja. Jego wadą jest jednak to, że więzy łączące parę
tak naprawdę wykraczają niewiele poza przyjaźń. I kobieta w razie
czego zdradzi go bez większych oporów, a jeżeli w związku
wystąpią problemy, to ona może go rzucić i zastąpić innym
facetem. Typowa sytuacja, w której kobieta wymusza na mężczyźnie
różne ustępstwa, ma miejsce właśnie w takim związku.
Jeżeli ktoś opiera swój związek na
pieniądzach, to ten związek będzie stabilny, ale jest WYSOCE
prawdopodobne, że kobieta będzie go zdradzać. Niemniej jednak,
jeżeli komuś to nie przeszkadza, to jest całkiem dobra opcja,
ponieważ w ten sposób mężczyzna słaby z kobietami może być z
atrakcyjnymi partnerkami, które normalnie byłyby poza jego
zasięgiem.
W takim razie, na czym moim zdaniem
powinien być oparty dobry związek?
Odpowiedź jest bardzo prosta:
DOBRY SEKS.
To jest PODSTAWOWA prawda na temat
związków, ale często ludzie jej nie dostrzegają, nie widzą jej
pod grubą warstwą głupot i bzdur jakie można usłyszeć odnośnie
tej kwestii. Jasne, trochę się o tym mówi, ale za mało w
porównaniu z mówieniem o innych rzeczach, co buduje zafałszowany
obraz sytuacji. Przyczyn takiej sytuacji jest kilka:
1: Kobiety na ogół nie lubią mówić
o tym, jak ważne są dla nich sprawy seksualne, bo nie chcą być
postrzegane jako "dziwki".
2: Co do mężczyzn, to moim zdaniem
WIĘKSZOŚĆ mężczyzn jest słaba w łóżku, ale uważa zupełnie
inaczej. I oni nie chcą myśleć"moje związki są kiepskie,
bo jestem słaby w łóżku". Wolą myśleć, że to wina
kobiety, bo "kobiety są porąbane i nie da się ich
zrozumieć".
3: Najbardziej zakamuflowana przyczyna,
czyli ograniczony zakres doświadczeń kobiety. Przeciętna kobieta
ma w życiu kilku partnerów, a większość facetów jest słaba w
łóżku. W wyniku tego wiele kobiet ma w życiu TYLKO słabych
partnerów i ich skala w tym zakresie leży od "słabo" do
"bardzo słabo". A przy takiej skali, jeżeli miała faceta
slabego i bardzo słabego w łóżku, to ten który był słaby
będzie przez nią postrzegany jako "ok w łóżku", bo
będzie porównywany z tym bardzo słabym.
Ale zaraz, czy jeżeli w jej skali
bycie słabym jest "ok", to czy to nie oznacza, że ich
związek będzie dobry, bo w skali jej doświadczeń taki seks będzie
zadowalający? Nie. Skala jej doświadczeń to jedno, a skala JEJ
CIAŁA to dwie rożne rzeczy. Ona może myśleć, że jest
zadowolona, ale jej ciało po prostu nie produkuje takich doznań,
które czyniłyby ją naprawdę szczęśliwą. Jej zadowolenie jest w
istocie tylko połowiczne i to rzutuje na jej emocje, na jej stosunek
do związku i do faceta.
Gdy kobieta spotyka faceta DOBREGO W
ŁÓŻKU (a nie tylko mniej słabego od pozostałych), to wygląda to
zupełnie inaczej. W takiej sytuacji JEJ WŁASNE CIAŁO staje się
"rzecznikiem prasowym" faceta. A taki głos może zdziałać
naprawdę dużo. Wiele kobiet, zwłaszcza tych mniej doświadczonych,
zaczyna myśleć "skoro w łóżku czuję się z nim tak
doskonale, to może to jest ON, może to jest facet mojego życia?".
I wtedy taka kobieta zaczyna patrzeć na tego faceta w pierwszej
kolejności przez taki właśnie pryzmat, a różne problemy czy
niedoskonałości faceta rozpatruje właśnie w tym kontekście,
myśląc "tak, on ma wady, ale czuję się z nim tak
niesamowicie słodko". Kobieta bardziej doświadczona, która
miała już kiedyś faceta dobrego w łóżku może podejść do tego
mniej emocjonalnie, ale i tak będzie to dla niej miało ogromną
wartość. Pomyśli sobie "jaki by nie był, jest cudowny w
łóżku, musimy być razem, przynajmniej jako tylko kochankowie".
Oczywiście dobry seks nie daje
idealnego antidotum na wszystkie problemy, jakieś zawsze będą, ale
zmienia bardzo, bardzo dużo. To można przyrównać do zarobków w
pracy. Jeżeli ktoś zarabia powiedzmy 3 tysiące na rękę, to ma
normalną pracę i jeżeli szelf jest irytujący, praca ciężka,
stosunki ze współpracownikami złe, a dojazd długi i zakorkowany,
to ta osoba wcześniej czy później zacznie myśleć o zmianie
miejsca pracy. Ale co by się stało, gdyby zaoferować tej samej
osobie 20 tysięcy na rękę za tę samą pracę? Sprawa jest bardzo
prosta, dla większości osób wady szefa, współpracowników,
wykonywanych zadań czy dojazdu przestałyby mieć znaczenie, bo
dostawaliby za to 20 tysięcy, a nie 3 tysiące. Tak samo jest z
kobietami i seksem - kobieta jest w stanie dać bardzo wiele i znieść
bardzo wiele, JEŻELI otrzymuje za to odpowiednią rekompensatę.
POZIOM JAKOŚĆI zachowań ze strony kobiety, jej stosunek i szacunek
dla faceta będzie zupełnie inny przy łóżkowym ekwiwalencie 3
tysięcy, a inny przy łóżkowym ekwiwalencie 20 tysięcy.
O dominacji i (nie)równoważności
w związku.
Mało który związek jest relacją
dwóch idealnie równorzędnych partnerów. W prawie każdym związku
jest jakaś hierchia, jest partner dominujący i partner zdominowany,
a w ostrzejszej wersji "dziobący" i "dziobany".
Można to najłatwiej zauważyć w najbardziej skrajnej,
najostrzejszej formie, czyli w związkach toksycznych. Kilka krótkich
przykładów z życia takich związków:
- Kobieta werbalnie upokarza swojego
faceta przy jego kolegach. On stoi obok i nic nie mówi, a ona się
produkuje na temat tego, jakim on jest ofermą i ciapą.
- Facet regularnie bije atrakcyjną,
inteligentną i bogatą dziewczynę z dobrego domu, która zasadniczo
mogłaby przebierać w facetach.
- Facet nie pracuje, pije i ćpa w
domu, a atrakcyjna laska pracuje, utrzymując ich oboje. LATAMI.
- Kobieta domaga się zakupu drogiej
torebki. On odmawia, a ona rzuca się na niego z paznokciami.
- Kobieta zdradza faceta z jego własnym
kolegą i chodzi po rodzinnym osiedlu całej trójki z tymże
kochankiem TRZYMAJĄC SIĘ Z NIM ZA RĘKĘ, robiąc z niego otwarcie
rogacza. A jej facet toleruje to całymi latami.
- Kobieta okrada faceta, kradnąc nocą
pieniądze z jego portfela.
Podejrzewam, że wiele osób
czytających tego bloga miało okazję zaobserwować wśród swoich
znajomych przynajmniej jeden taki toksyczny związek. Ja znam wielu
ludzi, którzy byli w takich związkach i co istotne, w większości
takich związków to kobiety toksycznie dominowały mężczyzn,
odwrotne sytuacje były o wiele rzadsze. Jedną z przyczyn takiego
stanu rzeczy jest to, że kobiety są często bardziej ogarnięte i
bardziej bezwzględne w tej dziedzinie życia, częściej też
posuwają się do manipulacji i grania na emocjach drugiej osoby.
Związki toksyczne zwracają na siebie
uwagę, bo są skrajnymi przypadkami podporządkowania sobie jednej
osoby przez drugą. Ale na każdy związek toksyczny przypada MASA
związków, w których jeden partner dominuje drugiego w mniej
toksyczny, mniej drastyczny sposób. To są różne, często drobne
sprawy:
- Kto decyduje o tym, jak para spędza
wspólnie czas? Czy to jest podział 50:50? A może 60:40 lub 70:30?
- Kto decyduje o tym, jak para spędza
wakacje? 50:50?
- W jakim stopniu uwzględniane są
potrzeby emocjonalne obu stron? Czy obie strony mają tu równe
prawa? A może jedna strona wymusza na drugiej cackanie się z jej
emocjami, stosując w tym celu szantaż, przy okazji nie licząc się
z odczuciami szantażowanego?
- Czy strona wnosząca do związku
większą ilość wykorzystywanych wspólnie lub wykorzystywanych
przez partnera pieniędzy lub pracy otrzymuje za to adekwatną
rekompensatę? Nie da się tego dokładnie wymierzyć, ale znam np.
wiele przypadków, w których facet łoży na kobietę sporo
pieniędzy, a ona jest dla niego niemiła, zdradza go lub odmawia
seksu i w ewidentny sposób nie odwzajemnia mu się niczym
konkretnym.
Czy nierówność w związku jest czymś
złym? Wiele osób ma naładowane do głowy pogląd, że idealny
związek to związek z podziałem 50:50 i uważa nierówność w
związku za coś złego. Ale czy tak jest istocie?
Jeżeli spotykają się dwie osoby,
które różni płeć, charakter, wiek, doświadczenie życiowe i
związkowe, to te osoby są od siebie po prostu RÓŻNE. I jakim
cudem ich związek ma być równoważny, skoro występują pomiędzy
nimi MASA RÓŻNIC? Siłą rzeczy ktoś ma silniejszy charakter, a
ktoś słabszy. Ktoś jest bardziej atrakcyjny czy bardziej "cool",
a ktoś mniej. I właśnie dlatego nierówność w związku jest
czymś ABSOLUTNIE NATURALNYM. Nierówność jest czymś, co
wykształca się w gruncie rzeczy AUTOMATYCZNIE, na bazie interakcji
różnych cech wrodzonych i nabytych obojga partnerów. Jeżeli
spotka się dominująca, ekstrawertyczna i przebojowa osoba oraz
osoba uległa, introwertyczna i nieśmiała, to jakim cudem ma na tej
podstawie powstać równorzędny związek? W takiej sytuacji związek
równorzędny mógłby powstać tylko na siłę, w rzeczywistości
wbrew potrzebom obojga partnerów. W takiej sytuacji to właśnie
związek nierównorzędny jest NATURALNYM wynikiem interakcji dwojga
ludzi i właśnie taki związek jest związekiem HARMONIJNYM.
Oczywiście są wspomniane już związki
toksyczne, w których dominacja jednej strony nad drugą przybiera
skrajną, krzywdzącą, często wręcz sadystyczną formę. I w ich
przypadku faktycznie można mówić o czymś złym i niewłaściwym.
Ale z drugiej strony, jest dużo HARMONIJNYCH związków
nierównorzędnych, w których jedna strona dominuje, ale obie strony
są zadowolone i spełnione.
Czy moje związki są toksyczne?
Moje własne związki są w wysokim
stopniu harmonijne. Owszem, zawierają dawkę toksyczności, ale
harmonijności jest w nich o wiele więcej, w stosunku dajmy na to
80:20. Domyślam się, że wiele osób zaskoczy taka ocena, zapewne
wiele osób się z nią nie zgodzi. Niejedna osoba znająca mnie w
realnym życiu czy też znająca mnie z internetu uważa mnie za
"toksycznego potwora", zajmującego się krzywdzeniem
kobiet. Ok, jasne, krzywdzę kobiety, okłamuję je, manipuluję nimi
i
wykorzystuję, w sensie tworzenia
relacji służących przede wszystkim moim interesom. ALE TO NIE JEST
WSZYSTKO CO ROBIĘ. Jeżeli kobieta ma przy mnie pozostać, to ja
MUSZĘ JEJ COŚ DAĆ. Inaczej ona ode mnie odejdzie, za wyjątkiem
kobiet zdesperowanych czy masochistycznych, psychicznych przypadków,
których nie chcę. Aby moje potrzeby zostały zaspokoje, ja MUSZĘ
zaspokoić część jej potrzeb, inaczej to wszystko się załamie.
Oczywiśce to ja dominuję, ale tak czy inaczej dokonuje się
OBUSTRONNA "WYMIANA HANDLOWA". Ja kontroluję tę wymianę,
ja decyduję o jej kształcie i moje potrzeby przeważają nad jej
potrzebami, ale część jej potrzeb musi zostać zaspokojona, jeżeli
to wszystko ma sprawnie funkcjonować.
Co daję kobiecie w związku?
Przede wszystkim, DOBRY SEKS. Spośród
wszystkich kobiet, z którymi kiedykolwiek spałem, większość
powiedziała mi otwarcie, że seks ze mną był DUŻO lepszy, niż
ich poprzednie doświadczenia seksualne.
O ile nie tylko uwodzenia, ale wręcz
"podstawowego obycia towarzyskiego z kobietami" musiałem
się uczyć od zera, z pozycji nerda, o tyle w zakresie seksu byłem
w naturalny sposób utalentowany. Kobiety były zachwycone już na
samym początku mojej "kariery", gdy nie miałem jeszcze
żadnego doświadczenia. To jest oczywiście bardzo dobra rzecz dla
mnie, ale to jest to też nienajlepsza wiadomość dla czytelników
bloga, bo oznacza to, że w zakresie samego seksu nie jestem w stanie
zbyt dużo doradzić. Jasne, mam swoje spostrzeżenia i przemyślenia,
ale to wszystko jest u mnie wtórne względem tego, co było dla mnie
od samego początku nawet nie tyle instynktowne, co naturalne,
oczywiste i łatwe. Jeżeli ktoś chciałby stać się lepszy na tym
polu, co w przypadku większośc mężczyzn jest WSPANIAŁYM
pomysłem, to być może powinien poszukać porad kogoś, kto
zaczynał na tym polu od zera, a nie kogoś, kto z racji talentu był
w tym od razu bardzo dobry.
We wcześniejszej części artykułu
napisałem trochę o znaczeniu dobrej jakości seksu i jego wpływie
na kobietę. Nie będę tutaj tego wszystkie powtarzał, ale
podkreślę: dobry seks jest NIESAMOWICIE istotny dla kobiet. To jest
dla nich WIELKA rzecz, WIELKI atut i zaleta mężczyzny.
Zastanawiałeś się kiedyś, czego tak naprawdę chcą kobiety?
TEGO. Oczywiście chcą też innych rzeczy, ale to jest tym, czego
one PRAGNĄ NAJBARDZIEJ.
Wielu facetów nie zdaje sobie sprawy z
tego, w jak wielkim stopniu kobiety są "seksualnymi dziwkami".
Ja sam na początku byłem byłem tym zdziwiony i zauważenie tego w
pełni zajęło mi dużo czasu, bo kobiety nie mówią tego wprost.
Pamiętam jak kiedyś, około kilkanaście lat temu, rozmawiałem z
kobietą, z którą byłem w związku. Rozmawialiśmy na temat naszej
relacji i ona powiedziała, że "jest jej ze mną bardzo
dobrze". Co ja odebrałem tak, że chodzi jej o całokształt
naszego związku, bo nie zaznaczyła, że chodziło jej konkretnie o
seks. Dopiero później, w trakcie dalszego toku rozmowy, okazało
się, że to "jest mi z Tobą bardzo dobrze" to był
połowiczny eufemizm. Jej chodziło o to, że jest jej ze mną bardzo
dobrze w łóżku I TYM SAMYM jest jej bardzo dobrze w związku ze
mną. Pomyśl o tym, gdy następnym razem usłyszysz kobietę mówiącą
"jestem z nim szczęśliwa" lub "nie układa się
nam". To bardzo często oznacza "jest mi z nim dobrze w
łóżku" lub "nie jestem zadowolona z seksu".
Dobry seks jest niesamowicie ważny i
jest to najważniejsza rzecz, ale czy jest coś innego, co daję
kobiecie?
Kobiety mówią, że dobrze im się ze
mną rozmawia. Ogromny wpływ na to ma moje doświadczenie z
kobietami, ale na pewno liczy się też bardzo WYLUZOWANIE. Ja po
prostu nie jestem spięty w tej dziedzinie życia, jestem wyluzowany
i czuję się w tych sprawach dobrze. A mam nadzieję wszyscy wiemy,
że osoba wyluzowana wypada lepiej i wprowadza lepszą atmosferę. I
odwrotnie, osoba spięta wypada gorzej i wprowadza nieprzyjemny,
ciężki klimat. W wyniku tego kobiety lubią spędzać ze mną czas,
bo w porównaniu ze mną przeciętny facet jest spiętym,
zakompleksionym i mało komunikatywnym "kartoflem".
Do tego dość dobrze wyglądam i
BARDZO DOBRZE się ubieram. Ta druga rzecz może być mało
zrozumiała, bo mężczyźni mają do tego najczęściej inne
podejście. Ale kobiety uwielbiają, gdy facet z którymi się
spotykają jest zawsze ŚWIETNIE ubrany.
Jeżeli jest facet, który jest świetny
w łóżku, dobrze się z nim rozmawia, nieźle wygląda i bardzo
dobrze się ubiera, to jest to z punktu widzenia kobiety ma BARDZO
DUŻO do zaoferowania i związek z nim może dać kobiecie bardzo
dużo satysfakcji. I kobiety są zadowolone ze związków ze mną,
nawet jeżeli irytuje je to, że nie daję im monogamii ani
stabilizacji. Największymi krytykami mojej osoby były zawsze te
osoby, które stały z boku, a nie kobiety z którymi byłem.
Jak wyglądają moje związki
względem związków większości mężczyzn?
Co ma do zaoferowania kobiecie typowy,
przeciętny, "nietoksyczny" mężczyzna?
Dużo słabszy seks? Spięcie i
zakompleksienie? Dużo niższy poziom komunikatywności?
"Wspaniale".
Ktoś mógłby powiedziec, że w
przeciwieństwie do mnie oferuje szczerość. Ale to jest NIEPRAWDA.
Ja oczywiście okłamuję kobiety i manipuluję nimi, ale czy typowy
mężczyzna jest szczery? Nie, nie jest. Przecież nie mówi kobiecie
rzeczy w stylu "tak naprawdę jestem z Tobą tylko dlatego, że
tamta ładniejsza od Ciebie laska mnie nie chciała" albo
"gdybym tylko mógł, to zamieniłbym Cię na tamtą super laskę
z sąsiedniej klatki". Bardzo często facet jest z kobietą "z
braku laku", ale dla własnego dobra udaje, że właśnie na
niej mu zależy.
A co z wiernością? Bardzo podobnie.
Ja nie jestem wierny, ale jak to wygląda u przeciętnego faceta?
Miarą wierności nie jest to, co powie sobie ktoś, kto nie ma
możliwości, nie potrafi albo komu brakuje pewności siebie
potrzebnej do zdrady. Miarą wierności jest to, co zrobi ktoś, kto
ma możliwość, wie jak i ma potrzebną do tego pewność siebie. I
jeżeli wtedy powie sobie "nie", to wtedy faktycznie jest
to wierność. Ilu "normalnych, nietoksycznych" facetów ma
stałe partnerki, ale chętnie by je zdradziło/zamieniło na
ładniejsze, GDYBY mieli ku temu okazję i możliwości?
Tak, moje związki są częściowo
toksyczne, ale to samo tyczy się rzekomo nietoksycznych związków
"normalnych facetów". W dużej mierze ja po prostu robię
to, co większość z nich chciałaby robić, ale nie potrafi.
Wracając do dominacji i nierówności
w związku - jak podchodzić do tego w praktyce?
Zdaj sobie sprawę
z tego, że nierówność i dominacja jednej strony jest czymś
absolutnie normalnym. Idealna równośc, idealny podział 50:50 to
abstrakcja, która bardzo rzadko występuje w realnym życiu. W
praktyce najczęściej albo Ty będziesz dominował kobietę albo ona
będzie dominować Ciebie. A bycie dominującą, ważniejszą osobą
w związku jest po prostu o wiele fajniejsze.
Naucz się
rozróżniać dominację od "atutów", w sensie rzeczy,
które osoba "fizycznie" wnosi do związku. Atutami są
takie rzeczy, jak wygląd fizyczny, zdolności seksualne, status
społeczny czy towarzystki, pieniądze czy inne tego typu rzeczy. To
jest wszystko to, co obiektywnie oferuje dany partner.
Dominacja to nie tyle jakiś typ
"towaru" czy "usługi", co POZYCJA NEGOCJACYJNA.
To jest to, na ile jeden partner "wycenia" siebie i na ile
"wycenia" drugiego partnera.
Powiedzmy, że mamy dwa związki oparte
na pieniądzach faceta z jednej strony, a urodzie kobiety z drugiej.
Pod względem atutów jest do dokładnie to samo, z jednej strony
facet daje atut pt. "pieniądze", a z drugiej kobieta daje
atut pt. "uroda". Ale w jednym związku facet nadskakuje
kobiecie, spełnia jej zaścianki i pilnuje, aby nie urazić jej
odczuć, a w drugim jest zupełnie inaczej. W drugim facet oznajmia
kobiecie, co będą robić, co ona ma robić, a gdy ona próbuje
walnąć focha, to on mówi, żeby dała sobie spokój, bo jemu się
nie chce tego słuchać. Od strony obiektywnie istniejących atutów
te związki są identyczne, ale od strony dominacji jest już zupełnie
inaczej. W pierwszym przypadku to kobieta zdołała "wmówić"
czy też "wynegocjować" to, że facet ma spełniać jej
zachcianki, a w drugim było odwrotnie.
Naucz się odróżniać te dwie rzeczy
i zauważać, że w związkach z jednej strony rolę grają
obiektywnie posiadające wartość atuty, a z drugiej rolę odgrywają
"pozycje negocjacyjne", czyli czysto psychiczna dominacja.
To nie jest tak, że dominacja zawsze przeważa nad atutami, ani że
atuty zawsze przeważają nad dominacją. Jedno współgra z drugim i
obie te rzeczy są te ważne, trzeba korzystać równolegle i z tego
i z tego.
Jeżeli do odstawionej, bogato ubranej
"suki" podejdzie facet, który jest fatalnie ubrany, po
którym widać, że on po prostu nie ma kasy, to ona go z miejsca
"odstrzeli" za brak atutu pt. "pieniądze". I on
sobie może chcieć ją zdominować, może tego próbować, ale nie
będzie miał żadnych szans, chyba, że zamiast pieniędzy
przedstawi inny atut, np. super wygląd fizyczny.
Jeżeli do tej samej bogato ubranej
suki podejdzie facet ubrany na bliskim jej poziomie, to dopiero wtedy
jego poziom dominacji będzie miał znaczenie. I wtedy może się
okazać, że on sobie ją podporządkuje albo ona podporządkuje
sobie jego.
Dominacja bez atutów na ogół kończy
się spławieniem lub rzuceniem. Jasne, są sytuacje, w których
dominacja triumfuje bez atutów i
osoba nie oferująca nic dominuje partnera. Ale jak często
faktycznie to się zdarza? Te sytuacje są wdzięcznym tematem
plotek, one zwracają na siebie uwagę, ale w praktyce nie ma ich aż
tak dużo. Stosując na siłę dominację bez atutów można znaleźć
kilka lasek, które na to pójdą, ale moim zdaniem daleko się na
tym raczej nie zajedzie, a już na pewno nie nie komfortowo.
Atuty bez dominacji kończą się na
ogół zdominowaniem przez kobietę. Jest wiele sytuacji, w których
kobieta jest z mężczyzną np. dla kasy lub dla jego wyglądu i robi
sobie z niego swojego służącego i poddanego.
Różne atuty nie są sobie równe pod
tym względem. Dobry seks ma to do siebie, że wywołuje u kobiety
rodzaj szacunku, którego nie wywołują pieniądze czy nawet wygląd.
Ok, mamy wystarczające atuty i
właśnie wchodzimy w związek - jak zdominować kobietę i stworzyć
związek nierówny na naszą korzyść?
To się bardzo mocno zazębia z tym, co
pisałem wcześniej na blogu o braku szacunku do kobiet i o
odgrywaniu roli. Przede wszystkim musicie "odegrać"
faceta, dla którego dominacja nad nią i jej podporządkowanie
Waszym potrzebom jest czymś 100% NATURALNYM I NORMALNYM. Nie mówcie
jej tego otwartym tekstem, tylko "odegrajcie" swoją rolę
tak, aby ona sama doszła do wniosku "acha, to jest facet, który
po prostu jest właśnie taki".
W artykule o rozmawianiu z kobietami i
odgrywaniu ról
(http://uwodzenie-milroh.blogspot.com/2012/08/o-rozmawianiu-z-kobietami-i-o.html)
napisałem fragment, który tutaj pasuje:
"Jeżeli ktoś już ma opanowane
fundamenty i akceptuje ten cały sport, ale chciałby wiedzieć, jak
bardziej efektywnie działać, to powinien zacząć od nauki
"aktorstwa", powinien nauczyć się odgrywać PODSTAWOWĄ
"rolę". Co jest rzeczą w sumie prostą, ale nie każdy o
tym wie, nie każdy to rozumie. Podstawowa rola to rola faceta, dla
którego ruchanie lasek danego typu jest czymś normalnym. Macie po
prostu całą swoją osobą wywołać u laski wrażenie, że ona jest
dokładnie taką laską, jakie zwykliście ruchać. Tym samym to
wywoła u niej myśl, że skoro tak jest, to widocznie nie jesteście
byle "frajerami", tylko facetami odpowiednimi dla kobiet
jak ona i pójście z Wami do łóżka nie będzie "frajerstwem"
z punktu widzenia jej interesów. Ta "rola" jest
nieskomplikowana do odegrania, ale idzie przeciwko "instynktownej"
chęci zaimponowania kobiecie. Po prostu trzeba rozmawiać z kobietą
jak równy z równym, bez bardziej oczywistych prób zaimponowania
jej. A w sprawach seksualnych napierać konsekwentnie, ale nie
przesadnie agresywnie i być jak drzwi obrotowe, które odepchnięte
obracają, ale nie odsuwają się. Nie należy się też przesadnie
zachwycać kobietą, a traktować ją jak normalną dziewczynę, bez
obojętności, ale i bez przesadnego podniecenia."
Należy zachowywać się tak, jakby
upatrzony poziom dominacji był dla Was czymś CAŁKOWICIE NORMALNYM
i NATURALNYM. Rzeczy normalnych nie deklaruje się poprzez oficjalne
deklaracje. Rzeczy normalne po prostu się ROBI, robi na luzie, bo
przecież to jest coś NORMALNEGO. To paradoksalnie wysyła silną
sugestię, bo kobieta zaczyna myśleć "może to jest słuszne i
normalne, a ja mam w głowie jakieś pierdoły?".
Nagminny błąd, którego dopuszczają
się faceci polega na tym, że najpierw pozwalają kobiecie wejść
sobie na głowę i doprowadzić do sytuacji, w której czują się
niekomfortowo, a dopiero potem zaczyną walczyć, skarżyć sie i
protestować, ale bez faktycznej gotowości do odejścia, jeżeli ich
oczekiwania nie zostaną spełnione. Tu są dwa problemy:
- Kobiety są ogólnie sprytniejsze od
mężczyzn w tej dziedzinie życia i WIDZĄ takie rzeczy. I jeżeli
kobieta widzi, że facet od niej nie odejdzie, że nic nie zrobi,
tylko parę razy zaprotestuje, to ona się nie będzie zmieniać i
będzie dalej robić to, co go denerwuje.
- Jeżeli kobieta przyzwyczaiła się
do pewnych zachowań, to ma już zakodowaną informację, że takie
są jej prawa w tym związku. I jeżeli mężczyzna będzie chciał
zmienić jej zachowanie, to ona będzie oburzona, bo dla niej to jest
coś, do czego MA PRAWO. Dlatego też nie należy dopuszczać do
sytuacji, w której kobieta się "rozpuści", a zawczasu
ograniczać te zachowania, które nam nie odpowiadają.
Inny nagminny błąd to zakładanie, że
skoro kobieta coś mówi czy robi, to stoi za tym szczera intencja. W
rzeczywistości kobiety bardzo często mówiąc coś aby zobaczyć,
jak na to zareagujemy. I jeżeli odkryje, że dana rzecz na nas
wpływa, to będzie to bezwzględnie wykorzystywać. Wielu facetów
wpada w pułapkę, zakładając, że "ona po prostu taka jest"
i ustępując ciągle kobiecie w danej kwestii. A wtedy kobieta się
uczy, że jeżeli chce coś osiągnąć, to może tego dokonać
odwalając focha lub histerię na określony temat. I to się może
ciągnąc latami, a facet (słusznie!) czuje się ofiarą, ale o
dziwo nie rozumie, na czym polega problem. A w rzeczywistości jego
kobieta, która niby "po prostu tak jest", może się
okazać zupełnie inną kobietą w innym związku, gdzie w "cudowny"
sposób nagle okazuje się, że jak chce, to jednak potrafi sobie
poradzić ze swoimi emocjami.
Jak być w kilku związkach
jednocześnie?
Wielu znajomych pytało się mnie o tę
kwestię, dopytując się zwłaszcza o to, czy te kobiety wiedzą o
sobie nawzajem. Odpowiedź brzmi: różnie. Na ogół dowiadują się,
ale nie od razu. I co ważne, nie mówię o tym w bezpośredni i
obcesowy sposób, na zasadzie "haha, zawsze spotykam się
równolegle z kilkoma kobietami i czuję się z tym doskonale!".
Staram się ująć to w możliwie jak najbardziej sympatyczny i
możliwy do przełknięcia dla niej sposób. Na ogół idę w takim
kierunku, że nie jestem gotowy do związania się w pełni z żadną
kobietą. I że rozumiem to, że ona jest na mnie zła i że to
szanuję, ale nie jestem gotów do pełnego związania się i że
miałem nadzieję, że ona zaakceptuje mnie takim, jakim jestem i nie
będzie na mnie niczego wymuszać. Ogólna postawa to "drzwi
obrotowe", o których już kiedyś pisałem, polegające na tym,
że ustępujemy i nie ustępujemy jednocześnie - tak jak drzwi
obrotowe, które popchnięte obracają się wokół własnej osi, ale
nie przesuwają się. Akceptujemy jej stanowisko, ale jednocześnie
wygłaszamy swoje. Nie odstawiamy szopki w stylu "Nie rozumiem o
co chodzi" lub "Masz to zaakceptować i już!". Nie
padamy do kolan i nie przepraszamy, bo to jest STEREOTYPOWE
zachowanie kobierza oszukującego kobiety, a nawet jeżeli
przeprosiny zostaną uznane za szczerze, to kobieta to odbierze jako
nasze poddanie się i obietnicę poprawy. Musimy dać i jej i sobie
POLE DO MANEWRU. Zastosowanie tego wszystkiego nie oznacza, że
wszystko pójdzie bez problemów. Może dojść do kłótni, kobieta
może się popłakać, może czynić nam wyrzuty, może przez pewien
okres czasu nie odbierać telefonów. Ale dobra wiadomość jest
taka, że rzadko kiedy dochodzi do całkowitego zerwania kontaktu.
Ważna zasada przy utrzymywaniu kilku
związków to "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal".
Nawet jeżeli kobieta wie, że spotykamy się z inną kobietą, to
nie oznacza wcale, że należy jej pokazywać, paradować przed nią
z fizycznymi dowodami na to. Będzie jej i Tobie łatwiej, jeżeli
nie będzie Was widywała razem, jeżeli nie będzie widziała
wspólnych zdjęć, ani rzeczy drugiej laski w Twoim mieszkaniu. To
może się wydawać bez sensu, bo ona przecież już wie o drugiej
kobiecie, ale w praktyce kontakt z naocznym dowodem będzie dla niej
bardzo upokarzający.
Bardzo ważną sprawą jest ZARZĄDZANIE
OCZEKIWANIAMI. Chodzi o to, że ludziom bardzo trudno jest oddać to,
co traktują od dawna jako swoją własność czy swoje prawo. Jeżeli
ktoś przyzwyczai się do myślenia o tym, że coś/ktoś należy do
niego, że ma jakieś prawo, to potem będzie oburzony, kiedy okazę
się, że tak nie jest. Jeżeli laska przedstawiła Cię swoim
koleżankom, swoim rodzicom, pojechała z Tobą na wakacje, to
zaczęła myśleć, że jesteś jej monogamicznym chłopakiem i że
jesteście w oficjalnym związku. I jeżeli wtedy ona się dowie, że
nie jest jedyna, to będzie bardzo mocno oburzona. Należy więc
ograniczać związek, nie wpuszczać jej za mocno do swojego życia i
nie wchodzić zbyt mocno do jej życia. Utrzymywać to wszystko na
"luźnym poziomie", przynajmniej do momentu, w którym
odbędzie poważną rozmowę i poczynicie odpowiednie ustalenia co do
tego. Ja nie mogę mówić kobietom całej prawdy, bo to by je
odstraszało na samym początku. Ale nie jest wcale w moim interesie
zbyt mocne i zbyt długotrwałe wprowadzanie ich w błąd, prowadzące
do zbyt dużych oczekiwań, bo potem to oznacza większe problemy z
utrzymaniem relacji.
Jak rozstawać się z kobietami?
Nadmiar kobiet jest wbrew pozorom
uciążliwy i od czasu do czasu trzeba jakąś rzucić. Jak to
zrobić? Łagodnie i w miarę możliwości sympatycznie. Ja staram
się to ująć w taki sposób, że to jest problem ZE MNĄ, a nie z
nią. Ona oczywiście i tak weźmie to do siebie, ale będzie jej
łatwiej to znieść, a ja pozostanę w jej oczach fajnym facetem,
którego ona NADAL chciałaby mieć, a nie dupkiem, którego
nienawidzi. Najlepiej jest powiedzieć jej coś takiego, że rzucamy
ją DLA JEJ DOBRA, bo zdaliśmy sobie sprawę, że nie nadajemy się
do związku i nie chcemy jej krzywdzić.
Dobrze rzucona kobieta nie będzie nam
robić problemów za naszymi plecami, nie będzie się mścić. W
dodatku pozostanie "wciąż otwartą kartą". Miałem wiele
sytuacji, w których albo spotkałem przypadkowo wcześniej rzuconą
kobietę albo ona sama się do mnie odezwała, aby "porozmawiać"
i na ogół kończyło się to mizdrzeniem się do mnie. W efekcie
zaliczyłem wiele "sentymentalnych" bzyknięć z kobietami,
które wcześniej rzuciłem i które bardzo często miały już
innych facetów.
kolego Mirloh..
OdpowiedzUsuńTakie pytanie. Jak uwodzisz suke, i ona da ci coś w rodzaju zlewki, albo focha tak ostrego, że można by go zinterpretowąć jako zlewke. ( mam tu na myłi coś takiego że nie odpisze na sms ).
Czy już jest dla ciebie skreslona dożywotnio, czy dajesz jej jeszcze jakąs szanse ?
@Crazy
UsuńTo zależy:
Jeżeli laska mnie zlewa na początku, to nie musi to wcale świadczyć o czymkolwiek. Miałem mnóstwo sytuacji, w których na początku laska mnie zlewała, ale potem uległa "drzwiom obrotowym".
Jeżeli laska mnie zlewa twardo pomimo konsekwentnych "drzwi obrotowych", to na ogół już do niej więcej nie podchodzę. Od strony merytorycznej to jest w sumie błąd, bo ona mogła mieć zły dzień albo mogła być zakochana w swoim chłopaku, w którym rok później już może nie być zakochana. Ale ja jakoś nie czuję entuzjazmu względem pchania się w takie sytuacje.
Jeżeli laska nie odpowiada na SMS, to mamy dwie możliwości:
1. Laska nie odebrała bo była zajęta, miała dużo SMS, źle się czuła lub cokolwiek podobnego. To się zdarza, zwłaszcza jeżeli kobieta pracuje zawodowo lub ma sesję na uczelni.
2. Laska nie odpowiedziała, bo nie chciała odpowiedzieć. Wielu facetów tego nie rozumie, ale danie numeru wcale nie oznacza, że laska ma zamiar się umówić i spotkać. Często laska daje numer z grzeczności, bo nie chce nikogo zranić, ale nie ma najmniejszego zamiaru ciągnąć tego dalej. A faceci mają tendencję do "wymuszania" numerów, parcia na otrzymanie numeru w sytuacji, w której kobieta nie jest zainteresowana i da ten numer po to, aby wyjść z niezręcznej sytuacji.
Nie da się rozróżnić sytuacji 1 i 2 w inny sposób, jak poprzez cierpliwość. Jeżeli ona odpowie na drugi czy trzeci SMS i spotka się z nami, to mieliśmy punkt 1. A jeżeli drugi czy trzeci SMS nic nie da, to mamy 2-kę.
Jeżeli ktoś ma problemy z sytuacją numer 2, to rozwiązaniem nie jest żaden "magiczny" sposób pisania SMS, tylko zmiana tego, co ma miejsce PRZED braniem numerów. Kobieta musi nam dawać numer z intencją spotkania się z nami, a nie z intencją pt. "mógłbyś już dać mi spokój?".
Nie, mi nie chidzi o
UsuńLaska nie odpowiedziała, bo nie chciała odpowiedzieć.
Michodzi o coś innego.
Otóż laski ( tak jak faceci ) mają zainstalowane silne programowanie społeczne. One mają pogląd że trzeba zgrywąc troche niedostepną, aby zwikszyć swoją atrakcyjność.
Że jak jakiś zajebisty nfacet sie kręci to trzeba mu pokazać ~
Jestem atrakcyjną kobietą, musisz sie wysilić,zainwestowąc ew ten zwiazek. Nie rucha mnie kazdy kundel co podejdzie.
Dlatego czasem lubi strzelić jakiegoś focha, albo zasyfgnalizowąc że inni faceci też nią sie interesują.
Mnie kurewskak drąznią takie gierki.
Czuje sie na tyle atrakcyjnym, wartościowym facetem, że
Nie pozwole sobie na jakies zagrywki, foszki.
Po prostu uważam takie coś za brak szacunku. A jaksam pisałęs jak nie masz szacunku u kobiety to mozesz zostać co najwyżej jej przydupasem.
I moje pytanie do kolegi Mirloha.
Jak jej to zasygnalizowąć, że nie może sobie ze mną pogrywac? Że odegrani grubszego focha będzie sie równać że laska zostanie orzeze mnie odpalona ?
@Crazy
UsuńJa bym to podzielił na dwie kategorie kobiet.
Są kobiety, które się tak zachowują, bo po prostu takie są. To się tyczy zwłaszcza młodych i niezbyt doświadczonych lasek, które po prostu nie potrafią się zachować. I możesz próbować je strofować i edukować, ale nie wiadomo jak taka laska zareaguje, bo pewnie jest głupia i/lub nadwrażliwa emocjonalnie i może bardzo różnie reagować. Jedna laska z tej grupy po objechaniu zacznie przepraszać z łzami w oczach a druga się zamknie w sobie i odetnie kontakt. Ja bym po prostu uzbroił się w cierpliwość i znosił jej humory.
Druga, znacznie liczniejsza grupa, to laski które zachowują się w taki sposób, gdy facet jest dla nich "graczem rezerwowym" lub "rozrywką". Wtedy one pozwalają sobie na rzeczy, na które by sobie nie pozwoliły z facetem, którym są naprawdę zainteresowane. W tym przypadku strofowanie też nie jest super pomysłem, bo niepożądane zachowanie ma miejsce gdy JUŻ nie masz szacunku. A z reguły jest tak, że gdy nie masz szacunku, to Twój protest w tym względzie często też zostanie "przefiltrowany" przez ten brak szacunku, na zasadzie "ten leszcz się awanturuje". Rozwiązaniem jest tutaj poprawa tego, co się dzieje ZANIM pojawiają się oznaki problemu.
To jest dla mnie w ogóle wielka, fundamentalna zasada w uwodzeniu i nie tylko w uwodzeniu: prewencja i działanie PRZED wystąpieniem pierwszych oznak problemu bije na głowę próby poradzenia sobie z już zaistniałym problemem. Jeżeli od początku zrobisz na lasce świetne wrażenie ubiorem czy wyluzowaniem czy czymkolwiek innym, to ona będzie mniej skłonna bawić się w gierki, bo będzie się bała popsuć swoich szans.
Super-Super artykuł, widać że masz OLBRZYMIĄ wiedzę na temat kobiet. Czytając to mam wrażenie jakbym słuchał wykład Morfeusza na temat Matrixu - kompletna abstrakcja :)
OdpowiedzUsuńMam jednak kilka pytań
1) Rozdzielasz swoje uczucia na wszystkie panie ? Czy jest jakaś jedna, szczególna perełka, którą traktujesz bardziej wysublimowanie ?
2) One też mogą się spotykać z innymi po tym jak im opowiesz co jest grane ? i czy faktycznie tak robią za/bez Twojej zgody ?
3) "AKCEPTUJĘ KOBIETY. Wiem, że kobiety lubią się puszczać i nie odczuwam potrzeby negowania tego tylko dlatego, że hollywood czy feministki tego nie akceptują i mówią co innego. "
To cytat z innego Twojego artykułu.
Akceptujesz to, że jedna z Twoich kobiet może pójść do łóżka z innym i absolutnie Cię to nie rusza ?
Być może zaczynam od bardziej kompletnego zera niż Ty i moje przekonania są spaczone zakłamaną iluzją słodkości, lecz dla mnie jedną z wartości jest oddanie i wierność.
Myślę że to zdanie oznacza tyle co, większość kobiet ma słabych facetów, a na te słabości składają się te wszystkie fundamenty o których piszesz, no bo po co dziewczyna miała by zdradzać fajnego faceta ?
Pisałeś że kobieta o wyglądzie 9/10 spojrzy na 7/10 i powie: fajny facet. Taka kobieta w związku analogicznie też nie powinna go zdradzić. Truestory ?
Powiem otwarcie, że mam problem ze zdradą i za mało pieniędzy żeby iść do psychologa, ale wystarczająco dużo by kupić alko i pogadać o tym tutaj, liczę na dobrą radę :)
Buk zapłać
@Don Er
Usuń1. Jasne, nie da się mieć kilku kobiet i lubić je w takim samym stopniu. Ale to się zmienia w czasie, bo niestety kobiety z czasem się nudzą. Często jest tak, że dana kobieta jest "faworytą" w danym momencie, ale potem staje się "numer dwa".
2. Bywa różnie. Na ogół one koncentrują się na mnie i nie interesują się innymi facetami, a przynajmniej ja o tym nie wiem. Ale czasami laska ma faceta u którego mieszka i który ją często utrzymuje, a ja nie będę jej brał do siebie i utrzymywał. I wtedy ona nadal z nim mieszka, a na boku spotyka się ze mną.
3. Jakoś mnie może i rusza, ale myślę o tym w ten sposób, że one i tak nie były dziewicami przed poznaniem mnie. Czy to aż tak różnica czy ktoś pukał ją przed czy trakcie mojej znajomości z nią?
Oddanie i wierność to piękne wartości, ale trudno o nie w praktyce. Są takie dziewczyny, ale niestety moim zdaniem nie ma ich szczególnie wiele, większość dziewczyn tylko udaje, że są wierne. Często to jest "jestem wierna, dopóki nikt fajniejszy się mną nie zainteresuje".
Czy to przez to, że kobiety mają słabych mężczyzn? To na pewno jest silny czynnik, ale to nie wszystko. Po prostu ludzie lubią seks i lubią płeć przeciwną, a nawet fajne związki pogarszają się z czasem.
Czy kobieta 9/10 nie zdradzi faceta 7/10? Moim zdaniem nie częściej, niż uczyniłaby to kobieta 7/10 względem tego samego faceta. A w praktyce rzadziej, bo trudniej o facetów potrafiących sprawnie ogarnąć 9/10. (chodzi mi o brak odwagi i pewności siebie)
Co do zdrady i alkoholu, to odradzam alkohol jako środek na cokolwiek, szkoda zdrowia. :)
Dzięki !
OdpowiedzUsuńA czy była by możliwość, byś następny artykuł poświęcił na temat związku monogamicznego, jego podstawach, głównych problemach i solucjach ?
@Don Er
UsuńTen artykuł był o związkach w ogóle, w tym także monogamicznych. Nie ma sensu pisać tylko o związkach monogamicznych, bo one wcale nie różnią się mocno od poligamicznych.
Kluczowe dla związków jest to, na czym opiera się dany związek. Chodzi o to, na ile dana osoba jest z drugą z miłości, dla dobrego seksu, dla pieniędzy czy z innych powodów.
Głównym problemem większości związków jest to, że nie opierają się zbyt mocno na czymkolwiek - ludzie się schodzą się ze sobą "z braku lepszych opcji", a potem są ze sobą z przyzwyczajenia, ale tak naprawdę niewiele ich trzyma razem. I na to nie ma żadnych "magicznych" rozwiązań, dobry związek po prostu musi mieć dobre fundamenty.
Jeden komentarz odnośnie związku gdzie bardzo atrakcyjna kobieta leci zdecydowanie na kasę u faceta przeciętnego.
OdpowiedzUsuńNiektórzy faceci zorientowani na sukces i pieniądze nie mają czasu i energii na "związkowanie" bo jak powszechnie wiadomo jest: czasochłonne i energochłonne. Aczkolwiek każdy mężczyzna swoje potrzeby ma i trzeba je zaspokoić.
Z doświadczenia powiem że są sytuacje gdzie faceta naprawdę jebie to czy kobieta jest z nim dla kasy, czy go zdradza. Koszt jej utrzymania oraz amortyzacja są wliczone w kosztorys jego życia i jedyne co go interesuję to mieć możliwość zaspokojenia swoich seksualnych potrzeb w ściśle zdefiniowanym miejscu, czasie oraz 100% gwarancją spuszczenia ciśnienia z kija (nie każda randka kończy się seksem).
Ktoś może zarzucić że takiemu facetowi potrzebna jest tylko ekskluzywna prostytutka albo studentka na zasadzie sponsoringu, aczkolwiek istnieją także takie związki i obie strony doskonale sobie zdają sprawę z sensu ich istnienia.
@Kajoj
UsuńJasne, są faceci, którzy świadomie wchodzą w relacje oparte na pieniądzach. Większości facetów, bogatych czy nie, brakuje w ogromnym stopniu wyluzowania i umiejętności. Uwodzenie jest dla niech stresujące, nieskuteczne i czasochłonne - taka "stresująca syzyfowa praca". W takiej sytuacji związek oparty na pieniądzach jest dobrym rozwiązaniem dla bogatych facetów.
Nawiasem mówiąc, moja "droga Milroha" też wcale nie jest szczególnie niskobudżetowa. Wydaję dużo pieniędzy na ubrania, na taksówki i na randki. Gdybym mało zarabiał, to byłoby mi dużo trudniej uprawiać to "hobby".
Co racja to racja.
OdpowiedzUsuńNawet nie chodzi o pieniądze wydawane bezpośrednio na kobieta typu: rachunki za kolacje, drinki etc.
Po zsumowani wychodzi że "fundusz reprezentacyjny" znacznie przekracza wydatki bezpośrednie :)
W jakiej branży pracujesz ?
@Kajoj
UsuńNie powiem w jakiej, bo chronię swoją prywatność. :)
Ale mogę powiedzieć, że nie jest to żadna branża czy zawód łączony z powodzeniem u kobiet. Żaden artysta, sportowiec, nic w tym stylu. I mam pieniądze na "fundusz reprezentacyjny", ale nie na to, aby kasą przyciągać do siebie kobiety. :)
Co myślisz o szczerej rozmowie z kobietą na temat fundamentów związku z nią ?
OdpowiedzUsuń@Don Er
UsuńAle jaki miałoby to mieć sens? Nie chodzi o to, aby rozmawiać z kobietą o fundamentach, chodzi o to, aby te fundamenty BYŁY SOLIDNE. Jeżeli fundamenty są słabe (a na ogół są), to rozmawianie o tym dlaczego są słabe niczego nie zmieni.
@Milroh
OdpowiedzUsuńKto powinien płacić za spotkania ?
Kobieta
Facet
50/50
Facet pod warunkiem ze kobieta z nim sypia
@Kajoj
OdpowiedzUsuńPrawie zawsze ja płacę, zwłaszcza na początku, chyba że kobieta zdecydowanie nalega na inne rozwiązanie. Część kobiet akceptuje lub nawet preferuje rozwiązania typu 50:50, ale część kobiet ma zakodowane, że facet ma płacić i koniec. Lepiej jest wydać trochę więcej pieniędzy i uniknąć psucia sobie sytuacji z kobietami z tej drugiej grupy, podczas gdy kobiety z pierwszej grupy są przyzwyczajone do tego, że większość facetów będzie chcieć za nie płacić.
Oczywiście to kto płaci w większości przypadków nie będzie miało decydującego znaczenia, niemniej jednak moim zdaniem jest te powiedzmy 5-10% przypadków, w których możemy zepsuć sobie akcję "innowacyjnością" w zakresie płacenia.
o czym będzie nowy art ? masz jakieś pomysły ? jeśli nie ja mam parę tematów w rekawie
OdpowiedzUsuńAh, zapomniałbym :)
OdpowiedzUsuńWyżej w komentarzach na moje pytanie odpowiedziałeś
""3. Oddanie i wierność to piękne wartości, ale trudno o nie w praktyce. Są takie dziewczyny, ale niestety moim zdaniem nie ma ich szczególnie wiele, większość dziewczyn tylko udaje, że są wierne. Często to jest "jestem wierna, dopóki nikt fajniejszy się mną nie zainteresuje".
""
Mógłbyś oszacować procentowo ? wiem, że to może trywialnie zabrzmieć, ale lubię matematykę :)
Dzięki !
@Don Er
UsuńZapewne wiele zależy od środowiska, w którym znajduje się laska. Moim zdaniem wśród przeciętnych ludzi ta liczba może wynosić powiedzmy 5-10%. Ale wśród młodzieży mocno katolickiej angażującej się w aktywność religijną może to być dużo więcej.
Podrywałeś kiedyś "katoliczki" :) ? Mam na myśli bardzo ładne, lecz "głęboko wierzące", czyli 0 seksu przed ślubem, że niby seks jest mało ważny w przeciwieństwie do tzw. "przyjaźni"(wg mnie nie ma czegoś takiego jak przyjaźń damsko - męska). Zauważyłem że "dziewczyny katolickie" mają "potężny konflikt wewnętrzny). Wychowanie + religia vs potrzeby seksualne/fantazje itp. Wcale bym się nie zdziwił gdyby prowadziły "podwójne życie" :D
Usuń@Alastor
UsuńJeżeli chodzi o "mocne katoliczki", to nie, nigdy nie przespałem się z taką kobietą. Z "przeciętnymi katoliczkami" oczywiście jak najbardziej, ale to już inna kategoria.
Ah, zaspamuję :)
OdpowiedzUsuńPoznałem jakiś czas temu bardzo fajną dziewczynę, wstęp dość standardowy i powszechny, ale znam jej wady i wiele rzeczy mi się w niej nie podoba, wiele bym zmienił, jednak szala pozytywów przechyla się na jej stronę.
Miałem około 13 dziewczyn mając seks jedynie z 5 i z żadną tak dobrze się nie dogadywałem, w łóżku jest dobra, choć nie najlepsza, ale żadna inna tak nie trafiała we mnie emocjonalnie jak ona.
Pragnę się z nią dzielić moimi emocjami, rozmawiam z innymi kobietami ale to ona jest że tak powiem w moim sercu i nie wstydzę się tego powiedzieć jak bardzo słabo to nie zabrzmi.
Gdybym miał do wyboru uprawiać seks z inną kobietą, dajmy na to piękniejszą od niej ( jest siódemką) to nie czułbym się z tą myślą dobrze, powiem więcej - bez oporów bym odmówił ( i faktycznie, ostatnio miałem taką okazję, nie było chwili wahania, odmówiłem 8, dziewczynie zdecydowanie ładniejszej od niej, freaky Asshole, czy true lovestory ?_
Ona ma 18 lat, ale nie sądzę by wiek odzwierciedlał dojrzałość emocjonalną człowieka, to czynnik jeden z wielu i nie w pełni decydujący, ale to Ty jesteś tutaj specem a ja uczniem, więc przekazuję Ci dane, a Ty mi mówisz z doświadczenia czy to ma sens(miała tylko 4 partnerów seksualnych), czy jestem w zaawansowanej chorobie umysłowej(odmowa piękniejszej) i na co powinienem zwrócić szczególną uwagę mając na uwadze fakt, że chciałbym wejść w dłuższy związek.
Nie twierdzę że jest jedyną, twierdzę że jest najbardziej ujmującą moje emocje kobietą, jaką poznałem.
Dodam też, że dbam o siebie i nie jestem jakimś byle chłystkiem z ulicy. Moim jedynym problemem jest wrodzony perfekcjonizm, dlatego masz jakieś rady jak sprawdzić czy jest wierna, czy jest na tyle fantastyczna by móc myśleć o kolejnym etapie ?
Dzięki part 2 :) :)
@Don Er
OdpowiedzUsuń1) Jeżeli jakaś laska pociąga Cię emocjonalnie, to bardzo dobrze, satysfakcja emocjonalna jest bardzo przyjemna. Jakkolwiek by tego nie nazwać - miłością, zauroczeniem czy jeszcze inaczej, to jest to wbudowane w naturę człowieka i nie ma sensu się temu opierać, należy raczej iść za tym i czerpać z tego radość, dopóki to trwa.
Drugą stroną medalu jest niestety to, że to zjawisko na ogół kiedyś się kończy i wtedy bywa mniej przyjemnie, bo pojawia się efekt "odstawienia narkotyku" i utraty fundamentu szczęścia emocjonalnego. Ale na to nikt nie wymyślił lekarstwa, trzeba po prostu mieć tego świadomość i nie rozpaczać, gdy nadchodzi ten moment.
2) Co to jest "kolejny etap"? Masz na myśli pogłębienie związku czy małżeństwo? Zwłaszcza z małżeństwem uważaj, niejedna para pobrała się na "haju emocjonalnym", a kiedy po kilku latach emocje opadły, to kończyło to się obustronną męczarnią lub rozwodem.
3) Ja nie testuje wierności, bo wiem, że większość kobiet nie jest wierna. Większość jest wierna tylko podczas początkowego zakochania ("na haju"), a potem to tylko kwestia odpowiednio silnej pokusy. Moim zdaniem problemem jest tu nie jej wierność lub jej brak, a Twój perfekcjonizm. Zaakceptuj to, że ona jest tylko człowiekiem i nie myśl o tym, co by mogło być. :)
"Zaakceptuj to, że ona jest tylko człowiekiem i nie myśl o tym, co by mogło być. :)"
UsuńCzyli akceptujesz to, ze laska Cię zdradza od czasu do czasu i pewnie nie robisz z tego zbyt wielkich problemów bo też robisz to samo.
@Kamil
UsuńTo nie jest tak, że laski mnie zdradzają - raczej zdradzają ze mną swoich facetów, ale to nadal jest forma współdzielenia kobiety z innym mężczyzną.
Natomiast moim zdaniem warto pamiętać o tym, że jeżeli poznajemy kobietę w wieku 22 czy 25 lat, to ona przypuszczalnie nie jest dziewicą i nie jesteśmy jej pierwszym facetem, a pewnie i nie ostatnim.
Wielu facetów buduje sobie w głowie złudzenia, idealizując swoje związki i idealizując swoje kobiety, co często potem nie wytrzymuje konfrontacji z realiami życia, przez co taki facet później potrafi być sfrustrowany i rozgoryczony. Ja tutaj namawiam do realizmu - zdrady się zdarzają, większość kobiet nie jest święta i w razie czego nie ma co się wściekać czy frustrować, lepiej zaakceptować to jako coś mniej czy bardziej normalnego.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń1) Kończy się z powodów, które wymieniłeś, czyli niedopasowania, tak myślę. Są pary które są szczęśliwe starzejąc się wspólnie, chciałbym mieć takie wspomnienia za jakiś czas.
OdpowiedzUsuńCzy chodzi o to by się dopasować do siebie i nie śpieszyć, nie podejmować pochopnych decyzji, tylko zbadać, odkryć siebie nawzajem ?
2) Wspólne mieszkanie miałem na myśli :)
3) To dla mnie bardzo mocne słowa i minie trochę czasu, zanim postaram się to przetrawić, zrozumieć i porównać z własnym doświadczeniem.
@Milroh
OdpowiedzUsuńMoże opiszesz bardziej szczegółowo w jaki sposób laski się dowiadywały że chodzisz z innymi pannami?
Np nie kontrolowały Ci telefon i nie miałeś np 'przypału'?
@Hitsu
OdpowiedzUsuńTak, miałem parę razy przypał przez telefon. Ale najczęściej one nabierały podejrzeń, bo ja nie miałem dla nich czasu i wychodziła z tego rozmowa uświadamiająca.
I co im mowiles w takich sytuacjach? Jak im to przedstawiałeś? Że spotykasz się stale np. Z inną kobieta czy od czasu coś zaliczasz?
UsuńBardziej szedłem w kierunku tego, że ja jestem specyficzny, nie do końca nadaję się do związku, itd itp. 🙂 W takiej sytuacji lepiej nie podawać zbyt wielu detali, tylko ograniczyć się do tego, że spotykam się z jakąś inną kobietą.
UsuńCzyli jakby oznajmiasz, że spotykasz się z kimś jeszcze tak jakby to było dla Ciebie normalne i nie zagłębiasz się w szczegóły ani nie obiecujesz poprawy? A jak tłumaczysz Twój stosunek do kobiety z którą o tym rozmawiasz? Mówisz, że chciałbyś nadal z nią, być i że Ci na niej zależy? Jakie przedstawiasz zamiary i jak później w ustaleniach wygląda typ Waszej relacji? Jak ona to widzi?
UsuńCzyli jakby oznajmiasz, że spotykasz się z kimś jeszcze tak jakby to było dla Ciebie normalne i nie zagłębiasz się w szczegóły ani nie obiecujesz poprawy? A jak tłumaczysz Twój stosunek do kobiety z którą o tym rozmawiasz? Mówisz, że chciałbyś nadal z nią, być i że Ci na niej zależy? Jakie przedstawiasz zamiary i jak później w ustaleniach wygląda typ Waszej relacji? Jak ona to widzi?
UsuńUdało Ci się jakoś dłużej prowadzić takie relacje? Jestem z kobietą jakiś czas i ona zaczyna coraz bardziej się zastanawiać, jak wygląda to moje drugie życie, dopytywać i nakręca się tym. Rozmawiać z nią o tym? Mówić jej coś, czy starac się unikać tematu? Zależy mi na niej bardzo i nie wiem, jak to dalej poprowadzić...
Usuń"Udało Ci się jakoś dłużej prowadzić takie relacje? Jestem z kobietą jakiś czas i ona zaczyna coraz bardziej się zastanawiać, jak wygląda to moje drugie życie, dopytywać i nakręca się tym. Rozmawiać z nią o tym? Mówić jej coś, czy starac się unikać tematu? Zależy mi na niej bardzo i nie wiem, jak to dalej poprowadzić... "
Usuń<--- Tak, udawało mi się dłużej prowadzić takie relacje, ale generalnie to nie jest prosty temat.
Ogromne znaczenie ma to jaka to jest laska, jakie ma nastawienie, poglądy, cele, tryb życia.
Da się kobietę "uświadomić" tak, żeby zaakceptowała brak wyłączności i sypianie z innymi kobietami, ale jest to TRUDNE i NIEPRZEWIDYWALNE. Próba "uświadamiania" może zniszczyć relację lub drastycznie pogorszyć atmosferę - wywołać ogromne dramy, awantury, stawianie sprawy na ostrzu noża, itd. "Uświadamianie" jest RYZYKOWNE.
Napisałeś "Zależy mi na niej bardzo" - i moim zdaniem to oznacza, że powinieneś po prostu być z tą kobietą i nie kombinować, nie ryzykować. Bo możesz się "przejechać" na próbach ustawiania poligamicznego życia i potem żałować utraconej miłości.
@ Milroh
OdpowiedzUsuńCiekawe czy nie jesteś osobą, która jako pierwsza/jedna z pierwszych znalazła powód rozwodów i jednocześnie sposób na ich uniknięcie
Dziękuję Ci. Twoje e-maile bardzo mi pomogły.
OdpowiedzUsuńMój były wrócił i teraz jesteśmy szczęśliwsi niż kiedykolwiek. Dodaliśmy nowego członka do rodziny (chłopczyk w wieku 1 roku) 🙂
i jesteśmy gotowi do wprowadzenia się do naszego nowego domu.
Dziękuję Ci. jeśli masz problemy w swoim związku, polecam te informacje kontaktowe ((templeofanswer@hotmail.co.uk))
Claudia Hall
Milroh, czy mógłbyś dać wskazówki odnośnie ubierania się? Jak ubierać się topowo, żeby na maxa zwiększyć atrakcyjność?
OdpowiedzUsuń