Wysportowana szatynka - klub

Jest lato, piątkowa lub sobotnia noc, wychodzę do klubu z kolegą #2. Udajemy się do jednego z "elitarnych" warszawskich klubów.

Wchodzimy do środka. Wewnątrz sytuacja standardowa, jest mnóstwo pięknych kobiet, ale wiele z nich jest z chłopakami, sponsorami czy nieruchającymi przydupasami. A nawet przydupas na ogół zrobi wiele, aby "jego" laska nie została zaliczona przez kogoś innego, a co dopiero chłopak czy sponsor.
Przeciskamy się w tłumie ludzi i idziemy dalej, rozglądając się za potencjalną "zdobyczą". I wtedy widzę JĄ. Jest średniego wzrostu szatynką o opalonej skórze. Ma bardzo ładną twarz i ŚWIETNE ciało. Jej ciało nie tylko szczupłe, ale także mocno wysportowane. Ma zgrabniutkie nogi, z opalonymi i umięśnionymi udami. MUSZĘ JĄ MIEĆ. Dziewczyna jest młoda (23) i stoi przy barze z koleżanką w podobnym wieku. Koleżanka to wysoka szatynka z ładną twarzą, ale niestety minimalnie za grubym ciałem. To nie jest nic dyskwalifikującego, jej ciało jest po prostu przeciętne, ale to nie jest to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Odwracam się do kolegi i mówię, że nie ma innej opcji, muszę mieć pierwszą szatynkę, a on musi zająć się jej koleżanką.

Dziewczyny są młode, a ich twarze nie są sukowate. Wyglądają na typ "bogatych studentek". To dobrze i niedobrze. Dobrze, bo pewnie są inteligentne i miłe. Niedobrze, bo pewnie są mało doświadczone seksualnie i mało konkretne.

Przybieram postawę pełną ciepła i szczerzego zainteresowania jej osobą. Podchodzimy do nich, ja nawiązuję z bliska kontakt wzrokowy z moją szatynką i patrze się jej czule w oczy. Dopiero potem odzywam się, mówiąc "Cześć". Dziewczyna z uśmiechem odpowiada "Cześć". Przedstawiamy się całą czwórkę, a potem jak rozmawiam się ze swoją szatynką, a kolega ze swoją. Mówię swojej dziewczynie, że musi uprawiać dużo sportu, bo w jej oczach widać blask i energię. OCZYWIŚCIE że uprawia dużo sportu, przecież ma szczupłe i umięśnione ciało. Ale i tak jest to bardzo miły komplement. Zaczynamy rozmawiać o sporcie, okazuje się, że ona regularnie pływa, chodzi na siłownię i na fitness. Nie chcę "ugrzęznąć" w temacie sportowym, więc pcham rozmowę w kierunku tego, jaką ona jest osobą i czego pragnie w życiu.

Podczas rozmowy wiele razy patrzę się jej czule w oczy. Ale nie w stylu "wzdycham do Ciebie", a  w stylu "ja jestem fajny, Ty jesteś fajna, nasze wzajemne zejście się razem będzie fajne". To szerokie zagadnienie, ale w rozmowie z kobietą  są dwa rodzaje "wątków". Jeden to "wątek aktualny", ten o którym właśnie rozmawiamy. Drugi to "wątek globalny", czyli sprawa naszego wzajemnego dobrania się w parę. Chodzi o to, że rozmawiamy na różne tematy, ale ja pamiętam o nadrzędnym celu naszej rozmowy i nadaję jej odpowiednią atmosferę. Dbam o czuły i ciepły kontakt wzrokowy, staram się być przyjemnym, czarującym rozmówcą. Paradoksalnie łatwiej się to robi, niż tłumaczy tutaj na blogu. :)

Jej koleżanka w międzyczasie rozmawia z moim kolegą i w pewnym momencie sugeruje, abyśmy poszli wszyscy na parkiet. Ja nie mam na to najmniejszej ochoty, nie lubię tańczyć z kobietami z którymi nie sypiam, nie lubię parkietu jako miejsca uwodzenia. Odwracam się do mojej szatynki i mówię do niej z bliska coś w stylu "Tak świetnie mi się z Tobą rozmawia, zostańmy tu jeszcze chwilę".  Sytuację ratuje kolega, który bierze koleżankę za rękę i bierze ją na parkiet. A ja zostaję przy barze z moją dziewczyną.

Zamawiam nam po drinku. Jest to dobre zabezpieczenie przed pójściem na parkiet, jeżeli nie mam na to ochoty. Poza tym, jak powszechnie wiadomo, wstawione kobiety są łatwiejsze. Nie sądzę abym tego potrzebował, ale zawsze jest lepiej, gdy kobieta jest nieco mocniej pod wpływem.

Po raz któryś z rzędu patrzę się jej czule w oczy. Tym razem przybliżam się i całuję ją delikatnie w usta. Jej język wślizguje się do moich ust, tak więc sprawy mają się bardzo dobrze. Teraz znajdujemy się bliżej siebie i mniej rozmawiamy, a więcej przytulamy i patrzymy się na siebie.
Mija bliżej nieokreślony okres czasu. Wraca jej koleżanka i mój kolega. Patrzą się na nas i uśmiechają, na zasadzie "acha, a więc zaiskrzyło". Ja zaczynam kombinować, jak trafić z tą laską do mojego mieszkania, oczywiście bez kolegi i koleżanki. Wiem, że dziewczyna jest już pewnie by na to poszła, ale boję się jej lęku przed opinią koleżanki.

Stoimy w czwórkę przy barze, kolega kupuje drinki sobie i koleżance. Rozmawiamy o głupotach, koleżanka jest chyba zainteresowana kolegą. Ja nie mam już większej ochoty na dalszy pobyt w klubie, więc z czasem proponuję opuszczenie go i spacer po Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie (jest lato). Kolega wie o co chodzi i szybko popiera mój pomysł, dziewczyny się zgadzają.

Idziemy na spacer, ja trzymam moją dziewczynę za talię, przytulamy się do siebie, jest bardzo słodko. Gdy kolega "przypadkiem" spowodował rozdzielenie się naszej grupy na dwie pary oddzielone o kilkanaście metrów, to ja odciągam moją szatynkę na bok i całuję, tym razem długo i bardziej intensywnie. Czuję (fizycznie), że dziewczyna jest już mocno nagrzana, poruszam więc kwestię powrotu do domu. A dokładnie pytam się, czy mieszkają razem z koleżanką i czy będą razem wracać. Dziewczyna mówi mi, że mieszka sama, rodzice wynajmują jej kawalerkę. Zaczynam delikatnie żartować, że na pewno musi się czuć tam bardzo samotna. Mówię to w taki sposób, że ona wie o co chodzi. Ona żartobliwie histeryzuje, że bardzo. Ja opiekuńczo przytulam ją i mówię, że musimy coś z tym zrobić. Żartujemy tak sobie minutę czy dwie, podczas gdy mój kolega stoi kilkanaście metrów od nas i rozmawia z jego szatynką.

Idziemy do nich, moja dziewczyna mówi, że będzie już chyba lecieć i że czas zamówić taksówki. Koleżanka dzwoni po dwie taksówki, po ich przybyciu koleżanka wsiada do jednej, kolega obiecuje jej, że zadzwoni. Ja wsiadam do drugiej z moją szatynką i jedziemy do niej.

Osoby zainteresowane ciągiem dalszym kolegi i koleżanki informuję, że kolega zachował się odpowiednio, czyli spotkał z nią raz dla zasady, tak aby mi nie komplikować stosunków z moją szatynką. Jej koleżanka była dość ładna, ale poniżej standardów moich czy kolegi.

To była bardzo fajna i udana akcja klubowa. Nie wystąpiły podczas niej żadne komplikacje czy problemy. Obie laski były otwarte i receptywne, gdybyśmy chcieli, to pewnie moglibyśmy zrobić z tego "podwójne zaliczenie tej samej nocy". Zaskoczeniem było dla mnie to, że moja szatynka mieszkała sama. Wyglądała na studentkę (i była), obstawiałem ją więc na mieszkanie z koleżankami lub rodzicami. Akcja nie była trudna, skomplikowana czy "ambitna", ale o to właśnie tutaj chodzi, o fajne i przyjemne doświadczenia, a nie o szukanie wyzwań dla samej zasady.

Komentarze

  1. do elitarnego klubu w wawie a potem na krakowskie przedmieścia?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Krakowskie Przedmieście" to nazwa ulicy w Warszawie. Dla osób spoza Warszawy może to być bardzo mylące. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe dlaczego poprzedni nie wszeł.

    W każdym razie jak czytam Twoje wpisy to ogarnia mnie zazdrośc i gniew, a nawet nienawiść. Ale to nie Twoja wina.

    Jak to opisujesz to wygląda to na takie proste, a mi ciągle nie wychodzi przez moją głupią psychikę.

    Chciałbym zobaczyć Cię w akcji i uczyć się bo jak piszesz to czasami trudno to zrozumieć np. co znanczy być ciepłym, albo patrzeć w oczy że jesteśmy fajni.

    Zastanawia mnie jak to robisz, że nie wpadasz w szufladkę przyjaciel, gdy "starasz się być przyjemnym, czarującym rozmówcą."

    OdpowiedzUsuń
  6. @Kamil

    1. Jeżeli chodzi o zazdrość, gniew czy nawet nienawiść względem osób dobrych z kobietami, to jest to coś dość normalnego, a przynajmniej często spotykanego. Ty przynajmniej potrafisz to przyznać, zamiast tak jak wielu facetów chronić chore ego i mówić "mi wcale na tym nie zależy".

    Zdolność do bycia szczerym ze samym sobą to jest pewien atut jeżeli chodzi o zmianę obecnego stanu rzeczy.

    2. Co do "chorej psychiki", to pisałem o tym w artykułach o (braku) szacunku do kobiet i o tym jak stałem się dobry z kobietami - większość ludzi ma poważne problemy z niepoukładaną psychiką, to jest to tak naprawdę kluczowa przyczyna, dla której większość osób nie jest dobra z kobietami.

    3. Ja nie mówię, że uwodzenie jest "proste" - to zależy od faceta i zależy od kobiety, a także od okoliczności.

    4. Co do zobaczenia w akcji, to niestety chronię swoją prywatność. Sam chyba zresztą rozumiesz, że gdybym tak nie postępował, to mógłbym zapomnieć o spokoju i prywatności podczas wyjść na miasto.

    5. Co do unikania "szufladki przyjaciel" przy byciu przyjemnym rozmówcą, to między jednym a drugim nie ma konfliktu. Kobiety uwielbiają facetów z którymi dobrze im się rozmawia i to jest plus, a nie minus u faceta.

    Oczywiście jeżeli facet jest przyjemnym rozmówcą, ale brakuje mu atrakcyjności, to wtedy ma spore szanse usłyszeć "bądźmy przyjaciółmi" - ale przyczyną tego jest ta druga rzecz, a nie ta pierwsza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń

Prześlij komentarz